Wystrzałowo zacząłem ten dzień...
Dochodziłem do pętli autobusowej, gdy autobus ruszył w stronę przystanku. Puściłem się biegiem z rozłożonym parasolem w ręce. Próbując omijać co większe kałuże wpadłem do autobusu, szczęśliwy, że zdążyłem... Autobus ruszył, ale po jakichś 20 metrach zatrzymał się, by wpuścić pewną dziewczynę. Zamiast usiąść, dziewczyna wdała się w rozmowę z kierowcą, z której zrozumiałem tylko, że chyba kierowca za wcześnie ruszył (?!) Trochę mnie to zaniepokoiło, że jako porę odjazdu podała zupełnie inną, niż ta o której miał odjechać mój autobus... Wtedy zrobiło mi się trochę ciepło, bo okazało się że kierowca chce zawrócić na pętlę... Myślę sobie o co chodzi?! Wtedy spojrzałem na wyświetlacz... Okazało się, że wbiegłem nie do tego autobusu co trzeba... Żeby tego było mało, kierowca zaczął zawracać na pętle, żeby zabrać pasażerów cierpliwie czekających na punktualny odjazd autobusu...
A ja? Co miałem zrobić? Wróciłem na pętlę, poczekałem na punktualny odjazd autobusu i wysiadłem na pierwszym przystanku, przy chyba potężnym zdziwieniu pozostałych pasażerów, i udałem się na tramwaj... Oczywiście baaaardzo spóźniłem się. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga