Czy w oczach świata, rodziny naprawdę trzeba być ultrakatolem, aby być przeciwnikiem aborcji?
Czy nauka w swojej wścibskości nie dotarła aż tak daleko, by zawyrokować, w którym momencie zaczyna się życie?
Czy do tego naprawdę potrzebna jest wiara i to jeszcze trzymana  w ryzach przez konserwatywnych biskupów?
Czy embrion, który był chory i zgodnie z prawem został "przeznaczony" do aborcji, którą nieszczęśliwe przeżył, musiał umierać w męczarniach, bo przecież nie jest jeszcze człowiekiem?
Tylko czym jest?
Jak sobie z tym wszystkim radzą lekarze?
Jednego razu przyjmują poród, drugiego czyszczą kobietę z resztek po tym co człowiekiem jeszcze nie jest. Jednego dnia walczą o życie wcześniaka, drugiego trafia się im coś co ...przeżyło (?), a nie powinno i zamiast do inkubatora to na tacę z tym czymś, niech sobie poleży, aż przestanie drgać, bo przecież nie oddychać, czy tętnić życiem.
Nie ma mowy o kompromisie, jeżeli jedna strona mówi o życiu człowieka, druga o zlepku komórek, czy embrionie.
Nie ma mowy o zgodzie jeżeli wolność kobiet jest przeciwstawiana życiu dziecka, choćby nie wiadomo jak było poczęte, i jakie miało by się narodzić.
Prawo do wolnego życia przeciw prawu do życia w ogóle?
Tylko czy wolno mi pisać cokolwiek, skoro jestem mężczyzną, a nie kobietą?
 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga